piątek, 28 lutego 2014

Denko lutowe

Krótkie ale jest.
1. Tusz do rzęs.Clump Defy od Max Factor. W sumie byłam zadowolona. Dupy nie urwał jak Lashfinity na hamerykański rynek, ale dawał radę. Wad nie odnotowano, w skali szkolnej daję mu 4. Czemu tylko? Bo oczekuję spektakularnych efektów a tych nie było.


2. BB od hean. Świadoma faktu, że te nasze BB niewiele mają wspólnego z prawdziwymi azjatyckimi stwierdzam, że je mimo wszystko lubię. To nie podkład, nie robi szpachli na ryju, ale ładnie wyrównuje koloryt. Nie mam większych problemów z cerą więc BB daje radę i nikt nie ucieka na mój widok. Ten konkretny też daje radę, chętnie go jeszcze kiedyś poużywam jak się trafi okazja.

3. Kulka moja ulubiona marki Dove. Jestem jej wierna od nie wiem ilu lat. Nie podrażnia, nie zostawia białych śladów, robi to co antyperspirant robić powinien. Nie żebym się zachwycała bo nie mam czym, ale jakoś nie mam ochoty eksperymentować z innymi skoro ta jest ok. Coś jak stare dobre małżeństwo, ognia już nie ma ale po co ryzykować z nowym skoro obecne daje radę.



4. Odżywka do kłaków Ultra Doux z awokado i czymś tam. Coś tam robi, ale na kolana mnie nie powaliła. Miałam gorsze, ta ujdzie w tłoku. Raczej nie kupię ponownie bo na rynku jest masa innych które tylko czekają aż je wypróbuję. Podsumowując: działa ale dupy nie urywa. A ja lubię jak mi dupę urywa.


5.Płyn do kąpieli Apart. Dobre to i tanie, niecała dycha chyba. Pachnie też przyjemnie i słodko, i nie tylko w butelce ale także w wannie. Mógłby dłużej, mógłby intensywniej, ale za dychę nie mam wielkich wymagań.
Naprawdę przyzwoity, mogę polecić. Piana też uczciwa, sztywna i długo się trzyma.


6. Krem do paszczy Bandi do cery tłustej. Czasem używam jak nie muszę z chałupy do ludzi wypełznąć. Bardzo przyjemny zapach, taki owocowy. Przyjemna również forma, nie trzeba gmerać paluchem w słoiku, jedno naciśnięcie i idealna ilość kremu już na moim paluchu. Najpierw był zachwyt bo tak przyjemnie nawilża, z czasem jakoś zachwyt malał. W sumie dobry, ale już bez szału.

7. Moje smarowidło ukochane będę tęsknić


8. Na koniec jakaś mizerna próbka Toleriane Ultra marki La Roche Posay. Krem nie za 5 zł więc liczyłam że jak kojący to pomoże na podrażnioną cholera wie czym gębę. Nie pomógł. A nawet piekł w miejscach podrażnionych. Idź i nie wracaj.


środa, 26 lutego 2014

Refleksje nad wyciskanym syfem...

Tak se pomyślałam jak go wyciskałam, że dawno konkursu u Matki Testującej nie było.
No to będzie, jutro, z okazji Tłustego Czwartku.
Będzie łatwy i będzie z nagrodą, może nawet dwoma. Szczegóły jutro.

O jak Organique czyli pierniki po świętach.

Pierniki świąteczne się wzięły i skończyły, mendy jedne. Chętnie bym zrobiła następne bo dziecko preferuje, ale moja szeroka dupa też preferuje, i tu pojawia się problem.
Na pocieszenie smaruję moje jak zawsze zimą wysuszone łydki takim oto specyfikiem, który bije na głowę wszystkie balsamy jakie do tej pory miałam okazję testować.
Shea butter body balm gingerbread cookies czyli piernikowy balsam z masłem shea, zatem nie masło shea w czystej postaci. Smarowidło zawiera też wosk pszczeli, olej sojowy, olej z awokado i olej z pestek winogron.
Tak szczerze mówiąc, wisi mi co on ma w składzie, może mieć i wodę z ogórków, byle działał. I działa.
Najlepiej ze wszystkich balsamów.
Organique oferuje nam smarowidło w wersji 100 i 200 ml. Ja jestem bardzo szczęśliwą posiadaczką tej pierwszej.
Pachnie cudnie. Słodko, korzennie, choć moim zdaniem nie do końca piernikowo. Nieważne. Miłość wiele wybacza a ja ten słoik darzę uczuciem ogromnym, zatem może sobie pachnieć nawet mokrym psem.
Cudo zostało zamknięte w plastikowym słoiku z metalową nakrętką.
Jedyną jego wadą jest konsystencja. Bardzo gęsta i zwarta, trzeba uważać jak się przenosi paluchem ze słoika na skórę, bo może odwalić numer i uciec. Pod wpływem ciepłoty ciała pięknie i szybko daje się rozsmarować na skórze, nawilżając ją i natłuszczając. Nic więcej od smarowidła nie wymagam. To jest moim ideałem i numerem jeden. Obawiam się jednak, że jak na edycję limitowaną przystało, smarowidło aktualnie może być delikatnie mówiąc ciężko dostępne. Jeżeli Organique nie wznowi go w okolicach listopada/grudnia, rozważę opcję urządzenia głodowej akcji protestacyjnej pod siedzibą firmy. Póki co jednak kocham Organique.





wtorek, 18 lutego 2014

O czarnej dziurze która okazała się być różową i mokrą szparą

Czarna dziura kusiła mnie od dawna, ale jej dość wysoka cena i dość niska dostępność jakoś nie sprzyjały wydawaniu na nią ciężko zarobionej kasy.
Z dziką radością powitałam wiadomość o istnieniu tańszego odpowiednika marki Progres Cosmetics, tylko jakoś do Netto nie po drodze mi ciągle było.
Ale dnia pewnego stało się. Zostałam szczęśliwą posiadaczką nieczarnej niedziury.
Kosztowało to coś jakieś śmieszne grosze i występowało w trzech wersjach kolorystycznych.
Złapałam zieloną. Z sympatii do koloru tylko i wyłącznie.
Odkręciłam i zapach mnie powalił na kolana. Tym sobie można niezłego haja zafundować, może kiedyś w akcie desperacji się zdecyduję. Wrażenia mogą być godne opisania w Fakcie, jak już im się znudzi Mariusz T.
Opakowanie nie jest duże, zawartość natomiast bardzo mokra, widać jak zmywacz się przelewa w środku.

Dziury jako takiej nie ma, czarno też nie jest, ale jest mokro i skutecznie.

Testowałam na piasku Opi. Chwilę dłuższą trzeba gmerać, przy zwykłym lakierze pewnie pójdzie szybciej.
Ale na pewno lepiej i sprawniej niż tarcie piasków wacikiem. Różowa szpara sprawdziła się bardzo dobrze, z jej powodu zapewne stanę się częstszą klientką Netto.

Miłośnicy innych różowych mokrych szparek mogą być zawiedzeni. Żeby za kilka złotych mieć gdzie włożyć przyrodzenie to trzeba je mieć niczym Gracjan Roztocki. Niezłego pierdolca też trzeba mieć.
Na koniec filmik


Te drobiny co zostały najłatwiej mi było zdrapać. Nie stawiały oporu.

środa, 12 lutego 2014

CzuCzu Rączka rysuje pojazdy

Dziś dla odmiany coś dla dzieci.
Serię CzuCzu lubimy bardzo, mimo pewnych niedociągnięć.
Tak też będzie i tym razem.
Rączka rysuje to propozycja dla dzieci w wieku 3-4 lata. Niewielka tekturowa walizeczka z rączką mieści ścierkę, pisak suchościeralny oraz karty w ilości 32 sztuk.
Karty oprócz tego, że są ładne i kolorowe, są też dwustronne co jest ich dużym atutem.
Duża ilość kart wiąże się z dużą ilością zadań na nich, a są one zróżnicowane. Czasem trzeba coś dokończyć, czasem coś dorysować.
Fajna rzecz która nie znudzi się szybko, świetnie sprawdzi się w domu a dzięki małej walizeczce także w podróży.
Karty są wielokrotnego użytku, a pisak suchościeralny pięknie i bez wysiłku da się zmazać dołączoną szmatką. Za tyle szczęścia musimy zapłacić 34,9 PLN.

Żeby za pięknie nie było, widzę jedną wadę. Karty są zbyt cienkie przez co łatwo je pognieść. Wystarczyłoby zrobić je trochę grubsze i byłoby super, miejsca w pudełku jest sporo.
Mimo wszystko polecam. Są też inne wersje: zwierzątka, litery, cyfry, może coś jeszcze.
Do kupienia w Smyku, Matrasie, Empiku, Rossmannie, oraz na Allegro.







wtorek, 11 lutego 2014

Przecież ja nie lubię fioletów.

Absolutnie nie lubię fioletów. W szafie nie mam nic fioletowego, nawet pary skarpetek, nawet majtek.
Ostatni fioletowy przyodziewek miałam w podstawówce i były to krótkie bawełniane gacie na w-f. Szał.
Do piaskowego lakieru Opi zbierałam się zatem jak Kaczyński do kobiet, ale w końcu się zebrałam i rozdziewiczyłam. Solidarność jajników każe mi mieć nadzieję, że K. nikogo nie rozdziewiczy.
Ale do rzeczy. Lakier jest piękny. Piękny piękny piękny. Jak mi się w robocie nudzi, w korku stojąc na przykład, to se własne paznokcie oglądam i się jaram cholernie.
Pędzelkiem maluje się bardzo dobrze, mimo że nie jest szeroki. Do pełnego krycia zdaniem producenta potrzebujemy dwóch warstw, i faktycznie, jest to ilość optymalna.
Ogromny plus za szybkość wysychania. Chwila moment i można iść spać, nie ryzykując odbitej na lakierze poduszki. A rano można się rozkoszować widokiem własnych paznokci.

Cztery pierwsze zdjęcia to sesja samochodowa, a kolor uparcie wychodził niebieski. Teraz widzę fiolet. Cuda jakieś.



 Tu już domowa zabawa, paznokcie w sztucznym świetle bez lampy.



I na koniec zdarcie końcówek w piątym dniu noszenia lakieru. Kciuki jak zwykle prawie idealne. Pozostałe obok ideału nawet nie leżały.



Co do zmywania to nie ma rewelacji, nie ma też tragedii. Gorzej niż zwykły lakier, lepiej niż nieszczęsny Rimmel Precious Stones. Jeden duży wacik w duecie ze zmywaczem z Lidla dają radę.
Podsumowując. Lakier 5 zł nie kosztuje, więc fajnie gdyby był trwalszy. Nie zmienia to faktu, że jest piękny i polecam. Nawet tym co w szafie nie trzymają fioletowych gaci na w-f.

sobota, 8 lutego 2014

Patyki wieczorową porą czyli OsmozaCare po raz enty

I dobrze że po raz enty, bo bardzo ich produkty lubię.
 Dziś na tapetę biorę aplikatory na opryszczkę i niedoskonałości. 

Są to dwa różne rodzaje patyczków, które łączy jedna cecha. Nie działają. Przynajmniej na mnie.
Robiłam do nich kilka podejść, aplikowałam na syfy które już się wykluły, oraz na bolące miejsca z których wiadomo że się wyklują. Nic. Nie działa. Ani nie wyparowały, ani się nie wysuszyły, ani nie poszły na spacer machając kulturalnie nie wiem czym na pożegnanie.
Sposób użycia już opisywałam przy innych okazjach.

Nie lubię pisać takich negatywnych recenzji, ale też nie lubię być nieszczera.
Nie twierdzę jednak, że te produkty są złe.
Skoro dostały nagrodę Super Produkt 2013 w plebiscycie miesięcznika Mam Dziecko, to może warto samemu się przekonać. Na mnie nie działają, ale może to moje syfy są takie charakterne jak ja i na tym problem polega.
Pozdrawiam wieczornie.