niedziela, 4 maja 2014

Denko kwietniowe

Witam po krótkiej przerwie, spowodowanej wbrew pozorom nie brakiem czasu, tylko brakiem głowy do blogowania, z powodu problemów w życiu prywatnym. Amen.
Zapraszam na denko kwietniowe, jak zwykle skromne ale jest.

1. Jeden z najnudniejszych kosmetyków do recenzowania. Żel do higieny intymnej Facelle Intim. Jeszcze nie znalazłam takiego, który by nie spełniał swojej roli. Każdy który dostąpił zaszczytu stania na parapecie w mojej łazience prawie nie pachniał, mył, nie podrażniał i był tani. I czego chcieć więcej... Ten był bez pompki, to jego minus, z pompką wygodniej. Do kupienia tylko w Rossmannie za śmieszne grosze.

2. Tusz. Się wziął i skończył, menda jedna. W sumie to wysechł chyba. Z lekka bym się wkurzyła jakby tusz za 120 zł wysechł po kilku tygodniach, więc dobrze że wygrany w konkursie. Z otwartymi ramionami powitałam następcę, ale szybko zatęskniłam za etre belle, gdyż jaśnie następca okazał się kanalią, ale o tym w następnej notce.





3. Duża próbka kremu Skincode Exclusive Cellular anti-aging cream. Taki z niego ekskluziw jak z koziej dupy klarnet, choć czytałam pozytywne recenzje, wręcz peany.
50 ml kosztuje około 3 stów, ja miałam 15 ml. Ładny, elegancki słoiczek, w środku krem który totalnie mnie nie zachwycił. Oczekuję od kremu solidnego nawilżenia, i tego nie dostałam.
Ale może ja się nie znam i rację mają ci co się zachwycają.
Krem jest lekki, nawilża średnio, przy ściągniętej skórze może lekko piec. Za 3 stówy to on powinien mi herbatę zaparzyć.

4. Olejek do kąpieli ukochanej mojej marki Organique, o zapachu bergamotki i limonki. Jedna butelka starcza na 6 użyć. Zapach bardzo przyjemny, kolor bardzo żółty, po wypełznięciu z wanny skóra jest przyjemnie natłuszczona. Pewnie zimową porą i tak bym musiała łydki szpachlować masłem shea, ale wiosną olejek daje radę. Ślicznie śmierdzi w wannie, więc polecam.


5. Aflavic. Zgiń przepadnij siło nieczysta, boś jak facet, dużo obiecuje, a mało robi.
Uczucia zmniejszenia ciężkości mych nóg nie stwierdzono. Ani nie chłodzi, ani nie nawilża jakoś znacznie.
Zawiera wyciąg z kasztanowca tylko co z tego skoro moim stopom nie robi dobrze.

6. Odżywka do włosów Organique z serii bloom essence. Poświęćmy jej dłuższą chwilę.
Do kosmetyków Organique mam słabość wielką, tak jak do tych z mydlarni itp.
 Ręcznie robione mydła, świece, cudnie pachnące peelingi i masła shea to coś co mogłabym kupować tonami.
Odżywkę wygrałam w konkursie. 200 ml specyfiku o przyjemnym, kwiatowym zapachu, niezbyt nachalnym, oraz kolorze budyniu malinowego z lekką perłową poświatą.  Pierwszy chyba raz miałam odżywkę zamkniętą w przyjemnym dla oka plastikowym słoiku z metalową nakrętką. Ma to swój plus, ma i minus. Plusem jest to że oprócz faktu że cieszy oko, można wszystko z opakowania paluchem wygmerać.
Minusem zaś jest to, że jak ręka mokra i śliska, to nasz cieszący oko słoik może nam wypaść z ręki, co mój słoik rzecz jasna uczynił.
Wydajne to to nie jest, ale jak się ma długie kudły to żadna odżywka nie jest wydajna, taki lajf, trzeba się pogodzić albo ściąć włosy.
Jeżeli chodzi o samo działanie to odżywka jest dobra a włosy zdecydowanie są milsze w dotyku.
Dobra to jednak dla mnie za mało żeby wydać na nią około 5 dych. Za 5 dych to mnie musi powalić na kolana, albo chociaż zachwycić. Nie ma zmiłuj.


7. Mydło się wzięło i wymydliło. Taka kolej losu.


8. I ukochana moja. Muszę poszukać w drogeriach bo jak tu bez niej żyć. Mała tubka, więc każda torebka i każda kieszeń są z nią dobrze zsynchronizowane. Rewelacja za jakieś śmieszne pieniądze, około 3 zł może.
Gęsta i treściwa, na wszelkie przesuszenia, podrażnienia i inne atrakcje. I love you.

 Dobranoc :)







1 komentarz: