środa, 26 lutego 2014

O jak Organique czyli pierniki po świętach.

Pierniki świąteczne się wzięły i skończyły, mendy jedne. Chętnie bym zrobiła następne bo dziecko preferuje, ale moja szeroka dupa też preferuje, i tu pojawia się problem.
Na pocieszenie smaruję moje jak zawsze zimą wysuszone łydki takim oto specyfikiem, który bije na głowę wszystkie balsamy jakie do tej pory miałam okazję testować.
Shea butter body balm gingerbread cookies czyli piernikowy balsam z masłem shea, zatem nie masło shea w czystej postaci. Smarowidło zawiera też wosk pszczeli, olej sojowy, olej z awokado i olej z pestek winogron.
Tak szczerze mówiąc, wisi mi co on ma w składzie, może mieć i wodę z ogórków, byle działał. I działa.
Najlepiej ze wszystkich balsamów.
Organique oferuje nam smarowidło w wersji 100 i 200 ml. Ja jestem bardzo szczęśliwą posiadaczką tej pierwszej.
Pachnie cudnie. Słodko, korzennie, choć moim zdaniem nie do końca piernikowo. Nieważne. Miłość wiele wybacza a ja ten słoik darzę uczuciem ogromnym, zatem może sobie pachnieć nawet mokrym psem.
Cudo zostało zamknięte w plastikowym słoiku z metalową nakrętką.
Jedyną jego wadą jest konsystencja. Bardzo gęsta i zwarta, trzeba uważać jak się przenosi paluchem ze słoika na skórę, bo może odwalić numer i uciec. Pod wpływem ciepłoty ciała pięknie i szybko daje się rozsmarować na skórze, nawilżając ją i natłuszczając. Nic więcej od smarowidła nie wymagam. To jest moim ideałem i numerem jeden. Obawiam się jednak, że jak na edycję limitowaną przystało, smarowidło aktualnie może być delikatnie mówiąc ciężko dostępne. Jeżeli Organique nie wznowi go w okolicach listopada/grudnia, rozważę opcję urządzenia głodowej akcji protestacyjnej pod siedzibą firmy. Póki co jednak kocham Organique.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz