sobota, 20 lipca 2013

O pianie co pachnieć nie chciała...

Jestem wzrokowcem. Wprawdzie cecha ta częściej przypisywana jest płci męskiej (broń borze zielony brzydkiej, samce homo sapiens potrafią być powalająco dekoracyjne), ale we mnie sporo jest męskiego pierwiastka, więc może dlatego. I takich właśnie jak ja wzrokowców nasza rodzima firma Luksja kusi nowymi butelkami płynów do kąpieli. No może przegięłam z nowymi, ileś miesięcy na rynku już są. Nieważne. Ważne, że kuszą swoim wyglądem. Po powąchaniu wszystkich wariantów włożyłam do koszyka sklepowego wersję z ciachem, albowiem ciacha uwielbiam, i te konsumpcyjne i te męskie takoż. Cena nie jest wysoka, za dychę mamy litr płynu, a przy sprzyjających wiatrach czytaj promocji, i za ósemkę można go mieć.

Cherry Tart bo tak nazywa się ten wariant zapachowy ma prawie wszystko, co dobry płyn do kąpieli mieć powinien. Pachnie powalająco, tak jak lubię czyli konsumpcyjnie, ma ładny kolor choć to mnie szczerze mówiąc obchodzi tyle co gacie sąsiada suszące się na sznurku. Tworzy bardzo przyzwoitą pianę, której chyba spodobało się moje towarzystwo bo została ze mną przez całą kąpiel. Przez przyzwoitą rozumiem po pierwsze primo obfitą, po drugie primo sztywną, po trzecie primo długotrwałą. Niestety jest też jedna wada. Płyn powala zapachem, ale tylko w butelce. Chcąc go poczuć kiedy jest już pianą trzeba się nachylać i wdychać, inaczej nic nie poczujemy. Zatem jak ktoś bardzo lubi leżeć i rozkoszować się zapachem wypełniającym każdy zakamarek łazienki, może się rozczarować. Cóż, poszukiwania ideału cały czas trwają. Luksja by nim była gdyby nie ten zapach a właściwie jego brak.

2 komentarze: