sobota, 27 lipca 2013

Paskudne i drogie buty z krokodylkiem.

To właśnie sobie o nich pomyślałam, kiedy ujrzałam je po raz pierwszy w życiu. Był to rok nie wiem który, obstawiam lata 2006-2008. Na pewno było to lato, mój urlop który spędzałam nad morzem. I tak sobie idąc główną ulicą Niechorza, przechodząc obok jednego ze stoisk oferujących wszystko i nic made in China, zobaczyłam stojak z Croscami. Okropne, toporne, gumowe buty za ponad 200 a może i nawet 300 zł. Kto w tym chodzi i kto wydaje na to paskudztwo tyle kasy?
Minęło kilka lat i kto chodzi w tym paskudztwie? Ano ja. Co więcej, nie dość że chodzę, to jeszcze w hierarchii miłosnej stawiam je na równi z pizzą i filet-o-fishem z McDonalda.
A zaczęło się wszystko w roku 2011, kiedy to na kilka dni przed wyjazdem nad morze nagle i niespodziewanie myśl mnie palnęła, że aż takie brzydkie nie są, i że pobyt na polu namiotowym bez nich będzie największym rozczarowaniem mego życia. Zdecydowałam się na model Mary Jane, równie wygodny ale mniej toporny. Model niestety już nie produkowany, ale na popularnym portalu aukcyjnym nabyłam parę czarnych w całkiem przyjemnej cenie. Buciska sprawdziły się rewelacyjnie, nawet za rewelacyjnie, albowiem pan mąż wtedy jeszcze mężem nie będący sam w nich popylał po polu namiotowym. Skończyło się na ekspresowym nabyciu drugiej pary, beżowych klasyków unisex. I tak to wróciliśmy z urlopu zacrocsowani.
Jakiś czas później nabyłam kaloszki jaunt oraz baleriny crocband. Kalosze mnie na początku rozczarowały. Sztywne strasznie, do prowadzenia auta absolutnie się nie nadają. Trochę czasu potrzebowałam żeby się z nim zaprzyjaźnić. Dziś kocham te minimalistyczne kalosze i prowadzę w nich auto.
Baleriny pokochałam od razu miłością wielką, choć była to bolesna miłość. Obcierają mnie prawie każde buty, zatem i te nie zrobiły wyjątku. Pomogły plastry i spray Kiwi (opiszę go niebawem). Kiedy już uporałam się z problemem nasza miłość mogła się dalej rozwijać. Wadę baleriny mają jedną. Są bardziej zabudowane niż chodaki, więc w dni upalne noga czasem się w nich ślizga. Ale prawdziwa miłość przebacza i przymyka oko na pewne niedoskonałości.
Buty tej marki są megawygodne, trwałe i mają jedną wielką zaletę: czyszczenie. Brudnego buta można umyć wodą z mydłem, wytrzeć suchą szmatą i po sprawie. Żadnego prania, suszenia, środków do konserwacji skóry. Mam na myśli modele wykonane z gumy. Nie, nie wszystkie Crocsy są gumowe. Firma zaczęła od charakterystycznych chodaków podrabianych gdzie się da i jak się da, i tak stopniowo powiększała swoją ofertę. Dziś w ofercie tej marki znajdziemy materiałowe trampki i damskie buty na koturnach. Przyodziewek nawet się znajdzie. Damskie, męskie, dziecięce, letnie, zimowe. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Może nie są najtańsze, ale warte swojej ceny, a na brytyjskim amazonie można je trafić w całkiem miłej cenie. Na oficjalną polską stronę Crocsa też warto zajrzeć klik tym bardziej, że aktualnie są przeceny, za zapisanie się na newsletter dostajemy 20% zniżki na pierwsze zakupy a zniżka ta działa też na towar przeceniony, zwrot jest darmowy, wysyłka też jest darmowa za zakupy od 80 zł. Brzmi pięknie i faktycznie pięknie jest, żadnej ściemy tu nie ma. Jedyna niedogodność to konieczność płacenia wypukłą kartą, niestety niebieski delfinek Mbanku to za mało i w przypadku braku odpowiedniego kawałka plastiku trzeba się ładnie uśmiechnąć do męża/kochanka/zaprzyjaźnionej pani z mięsnego (niepotrzebne skreślić).
Miłość miłością, ale prędzej czy później w większości związków pojawia się rutyna. Crocs pomyślał jak z nią walczyć i wyprodukował jibbitzy. Jibbitz to taka mała gumowa pierdółka, którą wpinamy sobie w jedną z licznych bądź nielicznych dziur obecnych w naszych butach, celem spersonalizowania tychże, przełamania rutyny lub wyrażenia własnych upodobań. Wybór owych pierdółek jest ogromny. Są jibbitzy zwykłe, 3D, świecące, brokatowe i cholera wie co jeszcze. Można wpiąć w buta różową Hello Kitty, flagę Francji, konika morskiego czy Kubusia Puchatka. Jeremi w swoim modelu Electro ma helikopter, radiowóz, karetkę i straż pożarną. Obecnie na wspomnianej już stronie trwa promocja, 3 jibbitzy w cenie 2. Większy wybór ma pewien sprzedawca na allegro, którego mogę polecić bo dwa razy już zostawiłam u niego ciężko zarobioną kasę. klik
Wrzucę jeszcze zdjęcia. W sesji zdjęciowej udział wzięli: Crocs Electro (dziecięce), damskie Mary Jane kolor czarny, klasyczne chodaki kolor beżowy, baleriny Crocband flat kolor granatowy (na tych najbardziej widać zużycie) oraz kalosze Jaunt kolor granatowy.



Jak widać kaloszki są na tyle szerokie, że i nogawka spodni się zmieści, zatem możemy nosić z nogawką wewnątrz albo na zewnątrz.
Niebieskie delfinki do wspomniany jibbitz.


Jibbitzy mimo że małe, są starannie wykonane, z dużą dbałością o szczegóły. Pasek w modelu Electro jest ruchomy, więc buty można nosić na dwa sposoby.




Tak, zrobiłam z siebie dzidzię piernik i wpięłam jibbitzy. A białą guma pięknie się czyści opisywaną niedawno magiczną gąbką Domol. 
Buty noszone drugi sezon, stąd zużycie. A używam ich naprawdę intensywnie. 




Porównanie Mary Jane z klasykami. Szkoda wielka, że wycofali ten model. MJ znaczy się. Po dwóch latach znudziła mi się monotonna czerń więc walnęłam sobie po słitaśnym różowym motylku. Na tej ilości zamierzam poprzestać. Chociaż nigdy nie mów nigdy ;)

4 komentarze:

  1. Witam

    Jaki ma Pani rozmiar tych kaloszy? :)
    bo nie wiem jaki kupić, mam stopę 24cm :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kalosze są w rozmiarze W10 a moje kopyto ma 26 cm. W butach mam dość duży luz, myślę że W9 też by były na mnie dobre. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Renata Szczymańśka19 listopada 2018 12:12

    Czasami tak jest, że buty są po prostu nie dopasowane do naszego stylu. Mimo wszystko wierzę w to, że większość z nas bardzo lubi nosić kozaki za kolano https://butymodne.pl/kozaki-damskie-c5541.html i mowa tu oczywiście o paniach.

    OdpowiedzUsuń