wtorek, 4 czerwca 2013

Co w wannie piszczy

Mój szanowny potomek uwielbia kąpać się w wannie. Rzecz jasna jak kąpiel to na full wypasie, z pianą, kolorową wodą, bańkami mydlanymi i pierdylionem zabawek. Taką kąpiel zażyczył sobie w Dzień Dziecka.

1. Tabletki barwiące wodę Liliputz. Dostępne w Rossmannie i tylko tam, w kolorze niebieskim i czerwonym. U naszych sąsiadów zza zachodniej granicy dostępne są zielone. Niestety Polaków ten zaszczyt nie kopnął. Może kiedyś... Pierwszą tubkę wygrałam w konkursie, razem z kilkoma innymi specyfikami marki Liliputz. Dziecku się spodobało, strasznie go rajcuje, że może wrzucić tabletkę do wanny i patrzeć, jak woda zmienia kolor. Jak kogoś rajcuje intensywny kolor wody to można wrzucić dwie sztuki, Matka Testująca jest oszczędna i wrzuca jedną. Nie ma tak dobrze. Ot taki se gadżecik, poza barwieniem wody i wydzielaniem przyjemnego zapachu (kiedy jeszcze jest w stanie stałym a nie płynnym) nie robi nic. Dla mnie zbędna rzecz, dziecko by polemizowało więc niech wrzuca dalej. W tubce znajdziemy 10 tabletek, za które Rossmann życzy sobie coś około 7-8 zł o ile mnie pamięć nie zawodzi.



2. Kredki do rysowania w wannie. Cieszyłam się jak je wygrałam, cieszyłam jak mi je poczta doręczyła, cieszyłam jak dałam je dziecku, przeklinałam po pierwszej próbie. Nie wywalę bo Jeremi je lubi i zaraz by pytał gdzie są.



Zaczniemy od zalet bo dopatrzyłam się jednej: koncertowo zmywają się z wanny. A teraz nastąpi lista wad. Kredki jak widać na załączonym obrazku, mają postać sztyftu wsadzonego do plastikowej tubki. Pomysł zacny, albowiem nieszczęsne kredki haniebnie brudzą ręce, i bynajmniej nie dają się zmyć tak od razu. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że są dziadowsko osadzone w tym plastiku, prowizorycznie znaczy się. Wypadają z tych plastikowych tubek, dziecko chwyta ręką bo przecież po to ma kredki żeby ich używać, a ty matko szoruj potem małe kolorowe rączki. Kolory ładne i intensywne, jednak na wannie wyglądaj gorzej czyli blado, czasami wręcz ciężko nimi malować, zwłaszcza jak powierzchnia jest mokra. Widział ktoś kiedyś suchą wannę w trakcie kąpieli? No właśnie. Podsumowując: omijać łukiem szerszym niż mój zad.

3. Myć też się czymś trzeba a i dobra piana nie jest zła.



Ten koleś po lewej to Kojący płyn do kąpieli na dobranoc marki Johnson's baby. Pachnie to to przyjemnie i niezbyt nachalnie, szkoda że tylko w butelce. Po wlaniu do wanny w ogóle go nie czuć, żeby uzyskać obfitą pianę trzeba wlać go dość sporo, a piana i tak znika prawie tak szybko jak lody w moim otworze gębowym. Te formuły ułatwiające spokojny sen to dla mnie wciskanie marketingowego kitu, bo jak coś co wcale nie pachnie w wannie ma wpływać na mój sen. Żeby nie było, sama używam tego paskudztwa więc wiem jak jest. Przeciętniak straszny, na pewno go nie kupię, w sumie w konkursach wygrałam 3 butle, jedną właśnie wykończyłam, dwie czekają na swoją kolej. Wydajne to coś nie jest i chwała mu za to. Bez parabenów ale z SLESem na czwartym miejscu w składzie. Nie widzę ani jednego powodu, żeby kiedyś wydać na to moją ciężko zarobioną kasę.

Ten obok to płyn do mycia ciała i włosów z serii Ja i mama firmy Oceanic. Niby jest ok. Wygodna forma z pompką, nie zacina się, dobrze się pieni i nie podrażnia skóry. Niby do niczego się nie można przyczepić. Dopóki nie spojrzymy na skład, który woła o pomstę do nieba. Specyfik dla niemowląt od pierwszego miesiąca życia na drugim miejscu w składzie ma Sodium Laureth Sulfate. Co to właściwie jest? ano takie coś i skoro inne firmy potrafią wyprodukować kosmetyki tanie i bez tego dziadostwa, to znaczy że się da i w każdym Rossmannie czeka na nas dużo tańsza niż Oceanic alternatywa. Na trzecim miejscu mamy disodium laureth sulfosuccinate, czyli kolejne dziadostwo. Jakby to ładnie podsumować... wstyd Oceanic, po prostu wstyd chcieć za to prawie 2 dychy i wciskać naiwnym ludziom że to super dla niemowlaka. Uczcijmy to minutą ciszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz