poniedziałek, 20 maja 2013

Lidlowo spożywczo

Długo zbierałam materiały do tego posta, ale wreszcie zebrałam i zaraz napiszę, po co się w tym sklepie pojawiam. Ale zanim zacznę Lidla chwalić, muszę go trochę pokrytykować, żeby nikt nie myślał że Lidl opłaca Matkę Testującą. Co to to nie. Sklep który oferuje przyodziewek powinien zapewnić przymierzalnie. Nie jest to kurde pomieszczenie wymagające dostępu do bieżącej wody, toalety i urządzenia do masażu pleców, zatem mniemam że koszt postawienia ustrojstwa nie jest powalający. Problemu by nie było gdyby Lidl z założenia przyjmował zwroty. Ale nie, bo po co. Możliwość zwrotu zależy od widzimisię kierownika sklepu. Taa... Powodzenia.

Lidl na swoim facebookowym profilu zapewnia, że pieczywo ma wyłącznie jednodniowe. Niestety tylko w teorii. Kiedy po raz drugi nacięłam się na wczorajsze donuty z posypką cukrową, napisałam o tym właśnie tam. Oczywiście przeprosiny, jak to możliwe, zajmiemy się sprawą. Tak się sprawą zajęli, że kiedy 2.05 obrałam azymut na Lidla celem nabycia donuta z posypką cukrową, wyszłam ze sklepu z pustymi łapami. Cóż, widok pomarszczonych, starych (upewniłam się macając rękawiczką foliową) ciastek nie dość że nie zachęcił do kupna, to jeszcze podniósł ciśnienie. Jasne, zajmiemy się sprawą. Kazałam wezwać kierowniczkę, i bez oporów za to głośno i przy innych klientach zrobiłam awanturę z przytupem. Znowu przeprosiny, ma pani rację, już zabieramy ciastka. Biorąc pod uwagę, że to był dzień po święcie czyli sklep zamknięty, strach było zapytać kiedy owe donuty były pieczone. Wstyd Lidlu. A na facebookowym profilu ta sama śpiewka, przepraszamy, zadzwoń na infolinię żeby się poskarżyć albo napisz maila. No żesz jaja se robicie? Zgłaszam wam tu problem po raz drugi i wystarczy, dlaczego mam poświęcać swój wolny czas na dzwonienie/pisanie skoro nawet czekolady w ramach przeprosin nie dostanę, o długopisie z firmowym logo i kalendarzyku nie wspominając. Pocałujcie mnie w zad.

Mimo wszystko w dalszym ciągu moja wypasiona (rocznik 2001) służbowa fura w kolorze żółto-brudnym parkuje dumnie pod Lidlem, a to wszystko z powodu wielkiej miłości do pewnych produktów, które można nabyć tylko tam.

Dzisiejsza recenzja będzie o rzeczach dostępnych w Lidlu na stałe, produkowanych tylko dla tych sklepów. Wartości kalorycznych nie będzie. Wolę żyć w błogiej i niczym nie zmąconej nieświadomości. No to lecim.

1. Loooody. Dobry lodzik nie jest zły, a ten oto jest prawdziwą gratką dla prawdziwego czekoladoholika, jest bowiem tak czekoladowy, że już bardziej być nie może. Za chyba 1,69 zl dostajemy loda czekoladowego, z opiłkami czekolady, w polewie czekoladowej. Pycha.



2. Dla tych którzy lubią zjeść dużo i dobrze, a jeden skromny lodzik na patyku ich nie zadowoli, Lidl przygotował coś większego. Smaków jest kilka, ja całym sercem i językiem polecam orzechowe, obłędne są.



3. Gotowiec, idealny jak nagle wpadają gości a tu w lodówce ostało się ino światło plus zamrożone białka w zamrażalniku. No chyba że ktoś tak jak ja nie potrafi przechować w domu słodyczy dłużej niż kwadrans, a i to tylko z powodu świeżo pomalowanych paznokci. Ciasto występuje w kilku smakach, migdałowe, straciatella, cytrynowe, marmurkowe, jakieś tam owocowe chyba też się znajdzie. Uwielbiam je niestety, kupuję od wielkiego dzwonu bo konsumuję je jednorazowo.



4. Jogurt z wsadem owocowym i czekoladowymi opiłkami. Występuje w kilku wersjach: truskawka, malina, chyba wiśnia i jeszcze hmmm... marakuja zdaje mi się. Opiłki czekoladowe osobno, nie trzeba dodawać. Lubię.



5. Kefir. Ja nie pijam ale małżonek poleca właśnie ten. Plus za skład: mleko pasteryzowane, białka mleka i żywe kultury bakterii. Więcej nic, ani żelatyny ani połowy tablicy Mendelejewa.



6. Ciaaaastko z wiśniami. Wypiekane na miejscu, przy odrobinie farta można trafić na jeszcze ciepłe, świeżo wyjęte z pieca. Istnieją też z jabłkiem, chyba gruszką, kiedyś na pewno były z czekoladą oraz z nadzieniem śliwkowym. Wszystkie one nie dosięgają do pięt ciastku z wiśniami. Ciepłe, chrupiące, posypane rafinadą. Kocham, z wzajemnością zresztą.



7. Pudding waniliowy. Dopóki mi się nie przejadł uważałam go za rewelacyjny. Cieszę się, że mi się przejadł, bo kiedyś popełniłam życiowy błąd i sprawdziłam jego wartość kaloryczną. Chwilę później marzyłam o zanikach pamięci. Pudding jest na śmietanie, a te czarne kropki to nie odchody much tylko wanilia z Madagaskaru. Jest też wersja czekoladowa, jeszcze bardziej kaloryczna.



8. Karczochy. Bardzo bardzo je polecam, w przeciwieństwie do tych marki Rolnik te są idealne obrane, nigdy nie trafiłam na twardy kawałek. Pycha! Tylko trochę ich mało w tym słoiku.



9. Frytki i kawałki ziemniaków. Na fotkę akurat załapały się te drugie. Nie będę się rozwodzić, dobre i tanie.



10. Ser żółty. Dobry i wygodny bo pokrojony. Są różne rodzaje, my akurat kupujemy morski.



11. Parówki. Nie jem padliny więc się nie wypowiem czy dobre, dziecko je i mu smakują. Kupuję akurat te ze względu na dużą zawartość mięsa i brak MOMu.



12. Pesto. Bazyliowe i pomidorowe. Dobre i tanie, 4,99 zł. Z reguły mam jakieś zakamuflowane w szafce. Na zdjęciu akurat bazyliowe.



13. Jajka. Nie są wielkie, ale za 5 zł mamy 6 sztuk jajek z chowu wolnowybiegowego. No jakoś mam etyczne opory kupować trójki. Polecam bo nigdy nie trafiłam na zbuka.

14. Makaron Combino. Dobry i tani, w przeciwieństwie do swojego kolegi w czerwonym opakowaniu który jest tylko tani. Czerwony kolega nazywa się Tiradell i go nie polecam. Combino natomiast pojawił się ostatnio także w wersji pełnoziarnistej. Zdjęcie rzecz jasna przykładowe, makaron występuję w różnych kształtach.



15. Mrożone przekąski. Dycha za opakowanie. W każdym są zamrożone sosy do maczania w nich przekąsek. Wszystkie pyszne, ubóstwiam je.



16. Listę dobrodziejstw zamykają tabletki do zmywarki. Dobre i tanie. Kiedyś używałam drogich marki Calgonit które strasznie zmatowiły mi szkło, mimo nabłyszczacza. Odkąd używam tabletek z Lidla moje szkło się błyszczy jak psu jajca. Tabletki dobrze się rozpuszczają a naczynia są zawsze domyte.



Skończyłam i nie wiem jak tu ładnie zakończyć dzisiejszy post. Pewnie nie raz jeszcze do pisania o Lidlu wrócę, bo mimo wszystko lubię ten sklep. Może coś kiedyś się pojawi o paszy z tygodni promocyjnych... A póki co życzę miłych zakupów. Tylko macajcie pieczywo.

2 komentarze:

  1. Hurt mi tu żona zrobiła i aż trudno się odnieść do poszczególnych produktów.
    Ad1 Lodoholikiem aż takim nie jestem ale ten faktycznie daje radę :)
    Ad2 Reklamować czy nie... Powiem tyle: zauważam z reguły dopiero puste opakowanie bo zawartości nie zdążam - reklama to czy nie?
    Ad3 Z marcepanami się nie lubimy, ale straciatella czy marmurkowe yhm... rzadko zdążę choć na kawałek, najczęściej tylko trafiam przy recyclingu na opakowanie...
    Ad4 Jogurty omijam
    Ad5 Mniamuśki. Pamiętasz kefir w butelce półlitrowej, z zielonym w kratkę kapselkiem złotkowym? Prawda, że tęsknisz za prawdziwym smakiem KEFIRU? Pij śmiało!!! Nie znam w dzisiejszych czasach innego, lepszego. Smak i brak osadu z mleka w proszku na języku niech będą rekomendacją.
    Ad6 Cobyś się już nigdy w życiu nie pomyliła/pomylił to zapamiętaj trójkącik to... wiśnia!
    Ad7 Dobrze, że nie widzicie, że "kubeczek" jest półlitrowy. Czekoladowy jest obłędny. Wchodzi w całości - dobrze wiedzieli, że nie opłaca się produkować mniejszych.
    Ad8 Nie wiesz co zjeść na szybko? Weź karczochów słoik, do tego trochę kaparów - słoika pół, chałstów wina białego kilka oraz na przykład świderków. Ząbków czosnku kilka, a o resztę przepisu pytajcie moi żona - WARTO!
    Ad9 Dobre i tanie - wystarczy?
    Ad10 Morski z przyzwyczajenia. Wygodny, a jak się trafi w cenie promocyjnej...
    Ad11 Parówki temat śliski. Nie wnikam jak i z czego są robione bo na samą myśl powinniśmy tego nie jeść... Jednak te lidlowe właśnie mają chyba najwyższy współczynnik mięsa w składzie na rynku parówkowym, a do tego smaczne są...
    Ad12 ŁAŁ pesto. Zrób kluski śląskie, talerz pomaziaj pesto zielonym (dosłownie pobrudź najbardziej jak się da) kluchy połóż dziurkami do góry a w każdą dziurę pesto zielone włóż I JEDZ!
    Wolisz w czerwieniach?
    Spaghetti Combino (uważaj bywa XXL - 300g starcza na osób 2 + mały potomek) weź. Gotujesz minut kilka, wodę odcedzasz, słoiczek pesto czerwonego mieszasz i... masz obiad jak ta lala.
    Ad13 Jaja jak jaja, cóż mi o nich gadać. Większe noszę...
    Ad14 Makaron? Chyba już wspominałem. Bierzemy spaghetti do tego pesto, mieszamy, jemy i cieszymy się, że przygotowanie zajmuje nam akademicki kwadrans.
    Ad15 NA WĘCH muszę wyłapywać. Bo jak się nie upomnę, że też chcę, lubię i muszę coś przegryźć to szansa marna, że załapię się choć na kawałeczek...:(
    Ad16 Skąd żona moi wie jak się psu jajca błyszczą, ale ufam jej, że wie co pisze/mówi. Też zmywarkę zapełniam, włączam, wypróżniam - tabletki (sam bym nie przełknął) spełniają swą powinność.

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem przerażony tym co piszesz zwłaszcza ze podajesz swojemu dziecku parówki z Lidla pisząc o tym ze nie mają MOMu a nie czytasz składu który prowadzi w prostej lini do chorób nowotworowych. W Lidlu na palcach dwóch rąk policzyć możesz produkty naturalne . To samo dotyczy ulubionych przez Ciebie ciepłych ciastek nie wspomnie o DONUCIE z cukrem z tłuszczami trans . Proszę wiec jesli nie ma to dla Ciebie znaczenia to chociaż nie podawaj tego swoim dzieciom

    OdpowiedzUsuń